Rozmowa z Piotrem Gładczakiem, miłośnikiem jedzenia, założycielem jednego z najpopularniejszych blogów kulinarnych w Polsce – Wrocławski Podróże Kulinarne. Z tego, co wiem, Twoja pasja do żużla nie jest mniejsza od zamiłowania do jedzenia. Skąd się to wzięło? Jestem wrocławianinem z urodzenia, mieszkaliśmy niedaleko Stadionu Olimpijskiego, a ojciec był kibicem Sparty. Siłą rzeczy razem chodziliśmy na mecze, ja pierwszy raz byłem w wieku dwóch, może trzech lat. Pamiętam pierwsze Grand Prix w 1995 roku, pierwsze mistrzostwa Polski Sparty w latach 90., wszystkie turnieje indywidualne – Złoty Kask, memoriały Ryszarda Nieścieruka… To już 30 lat odkąd pokochałem speedway. Generalnie interesuję się sportem, ale żużel zawsze był szczególnie ważny. Teraz ja zabieram swoje dzieci na stadion. Synowie są zafiksowani na punkcie tego sportu. Nie ma dnia, żeby w domu nie pojawił się temat żużla. Razem oglądamy transmisje telewizyjne, również powtórki. Razem z żoną tłumaczymy im na czym ten sport polega. Nie ukrywam, że miałem krótki rozbrat z żużlem, kiedy zaczynałem studia. Ale po pewnym czasie miłość do speedwaya powróciła ze zdwojoną siłą. Jak urodziły się dzieci, to własnej konstrukcji tor i żużliki stały się podstawowymi zabawkami w domu. Synowie nie odstępują tych figurek nawet podczas snu. Mecze wyjazdowe też zaliczałeś? Zdarzały się wyjazdy,...
listopad1010 listopada 2020