„Sparta wiele dla mnie znaczy”

Bolesław Gorczyca był żużlowcem naszej drużyny w latach 1972-1980. Po
zakończeniu kariery pan Bolesław pozostał związany z naszym klubem i
gorąco kibicuje zawodnikom Betardu Sparty na każdym ich meczu na
Stadionie Olimpijskim. Podczas meczu ze Stalą Gorzów był gościem
honorowym WTS-u i przy okazji podzielił się z nami refleksjami na temat
spotkania. Zapraszamy do czytania!

WTS.pl: Panie Bolesławie, te kwiaty przed meczem, wyjście do prezentacji z
drużyną, spotkanie z kibicami – to musiało być chyba bardzo przyjemne
przeżycie?

Bolesław Gorczyca: To było dla mnie bardzo miłe. Staram się żyć cały
czas z tym klubem, który wiele dla mnie znaczy. Zawsze oglądam Spartę we
Wrocławiu, a kiedy tylko mogę i jeśli zdrowie oraz czas pozwalają, to
jeżdżę też na mecze wyjazdowe. Grand Prix też odwiedzam prawie
wszystkie, zawody juniorów też obserwuję – ja po prostu kocham ten
sport.

Jakie są pana spostrzeżenia po meczu z Gorzowem? Szkoda, że
przegraliśmy, ale postawa kilku zawodników na pewno była bardzo dobra.

Zbyszek
mnie bardzo zaskoczył swoją znakomitą postawą, po kole ładnie wchodził
i trzymał gaz po szerokiej. Nicolai Klindt nie poradził sobie niestety
zbyt dobrze. Tor nie był zbyt twardy, więc nie pojechał tak
dobrze jak w Częstochowie. Myślałem, że Ljung więcej punktów zrobi. Nie
wiem, co mu się stało, był do tej pory pewnym punktem drużyny. Jakby
jechał Woffinden, to byśmy wygrali to na sto procent. Tai swoje by
zrobił, przywiózłby te kilkanaście punktów.

Nie potrenowaliśmy przed tym meczem na Olimpijskim. To miało duży wpływ na naszą porażkę?

Jak
najbardziej. Komisarzem był przecież były sędzia Janas, więc podszedł
do sprawy trochę inaczej. Nie pozwolił nam zrobić niczego, więc wyszło tak, że jechaliśmy nie do końca na tym, na czym
chcieliśmy.

Oprócz Zbyszka dobrze też się spisał Tomek Jędrzejak.

Tomek
jedzie swoje. Na wyjazdach to różnie bywa, ale u siebie na Tomka można
liczyć. Nie wszyscy przecież jadą tak, że pojedzie na każdym torze
dobrze – Woffinden przed kontuzją miał taką formę, że jechał, gdzie się
dało. On ma na czym jechać, tak jak zresztą Iversen. Jak ktoś jest w
gazie, to wszędzie sobie poradzi.

A co pan sądzi o postępie naszych juniorów?

Patryk
Dolny bardzo dobrze dzisiaj jechał, chyba najlepiej w tym sezonie.
Malitowski trochę przysiadł, dziwię się temu trochę, bo chłopak miał
dobre papiery na jazdę. Nie jestem aż tak blisko, żeby znać tego
przyczyny. Musi się przełamać. Najwyższy czas!

Mówił pan już o braku Woffindena. Czy pan jako były żużlowiec wierzy w to, że „Tajski” może szybko powrócić na tor?

Myślę,
że ma szansę. Teraz współczesna medycyna to ma takie możliwości
spawania kości, że zawodnicy coraz szybciej wracają do jazdy. To jest
kwestia tego, jakie to było złamanie, co prawda ja obojczyka nigdy nie
miałem kontuzjowanego, najgorzej to rękę miałem złamaną, ale jego stać
na szybki powrót. Co prawda są tacy, którzy potem „łapią kabla” i siedzi
im to głowie, ale to jest zawodowiec, nie powinien o tym myśleć.

Za pana czasów takie błyskawiczne powroty chyba nie wchodziły w grę…

Nie
(śmiech). Nie było szans! Człowiek chodził sześć tygodni w gipsie i nie
mógł nawet pomyśleć przez ten czas o jeździe. Nie było zmiłuj!

Przed nami teraz bardzo ważny mecz z Lesznem. Jakie są pańskie prognozy? Tam wygraliśmy, więc u siebie nie powinno być gorzej…

No
wypadałoby! Nie po to wygraliśmy w Lesznie, żeby teraz u siebie z nimi
przegrać (śmiech). Oni tutaj zawsze całkiem przyzwoicie sobie radzili,
ale myślę, że wygramy. Wyciągniemy wnioski i damy sobie radę, to nie
jest przecież jakaś drużyna marzeń. Lindgren i Bjerre znają ten tor, ale
to im nie starczy! (śmiech) Tylko żeby Tajski wrócił…

Co pan zrobiłby w wypadku, gdy jednak okazał się niezdolny do jazdy? Stawiać na Klindta czy stosować zastępstwo zawodnika?

To
nie bardzo wchodzi w grę, bo wtedy nie mógłby wystartować w Grand Prix.
Jeśli tam by nie pojechał, ja wtedy postawiłbym na zetzetkę. Ale to
tylko moje zdanie – Piotrek Baron będzie wiedział najlepiej, co robić.