Niedzielne spotkanie Betard Sparty Wrocław z PGE Marma Rzeszów przepełnione było fantastycznymi emocjami. Losy wyniku ważyły się nie tylko do ostatniego wyścigu, ale wręcz do ostatncih metrów. Dla niektórych zawodników była to okazja do powrotu na Stadion Olimpijski. Dla kogo? Choćby dla Jasona Crumpa, który kilka lat jeździł we wrocławskiej drużynie. W tym sezonie reprezentuje zespół z Rzeszowa.
– Przede wszystkim bardzo fajnie było wrócić ponownie do Wrocławia. Jeździłem we wrocławskiej drużynie i spędziłem tutaj wiele szczęśliwych lat. Dobre wspomnienia powróciły, gdy jechałem dobrze mi znaną drogą na stadion. Humor popsuł mi tylko wynik, bo jestem troszkę rozczarowany, że nie wygraliśmy tego spotkania. Zabrakło nam bardzo wiele. Ale z drugiej strony zawody były bardzo wyrównane i mogły podobac się kibicom – mówił po zawodach Jason Crump.
Australijczyk świetnie spisał się na Stadionie Olimpijskim, zupełnie odwrotnie niż miało to miejsce dzień wcześniej podczas Grand Prix w Lesznie. Na czym polegała metamorfoza? – Na niczym. Miałem te same motocykle, tych samych mechaników – przyznał ze śmiechem Jason. – Wszystko siedzi tu – dodał wymownie pokazując na swoją.
Kolegę wspomagał Tomasz Jędrzejak. – W sobotę było Grand Prix, a w niedzielę mecz Ekstraligi Żużlowej. Tych dwóch rzeczy nie da się porównać – przekonywał „Ogór”.