„Zawsze jestem gotowy pomóc”

Nicolai Klindt pojechał w tym sezonie w barwach Betardu Sparty Wrocław dwa razy – w meczu z Włókniarzem w Częstochowie przywiózł dla naszego zespołu 11 punktów, ale gorzej poszło mu w spotkaniu ze Stalą Gorzów na Stadionie Olimpijskim. Czy Nicolai czuje się ważną częścią Sparty, z jakim nastawieniem jeździ w meczach naszej drużyny i jak ocenia swój dotychczasowy sezon – tego kibice dowiedzą się z poniższego wywiadu z Duńczykiem!

 

WTS.pl: Nicolai, jak
czujesz się jako żużlowiec, od którego menedżer nie rozpoczyna
ustalania składu? Jest to dla ciebie wielki problem? Na razie
reprezentowałeś barwy Betardu Sparty tylko na czas kontuzji Taia
Woffindena.

Nicolai Klindt: Nigdy
nie jest łatwo, gdy nie jest się podstawowym zawodnikiem drużyny.
Dla mnie nie jest to jednak jakaś wielka sprawa – to jest mój
zawód i jeżeli menedżer uzna, że mam zastąpić Taia, zawsze
jestem gotowy pojechać dla Betardu Sparty. Nie czuję się żużlowcem
dochodzącym do składu, który jedzie tylko wtedy, kiedy ktoś nie
jest w stanie pojechać z powodu urazu. Staram się mieć dobre nastawienie do
takich sytuacji i chcę pomóc drużynie, jeżdżąc jak najlepiej w
każdym wyścigu. W Częstochowie mi się to udało – tam byłem
naprawdę zadowolony ze swojej jazdy. W meczu z Gorzowem niestety
poszło mi dużo gorzej, za co chciałem bardzo przeprosić naszych
kibiców. Nic nie poszło tak, jakbym tego sobie życzył –
miałem kłopoty z ustawieniami motocykla, sprzęgło nie chodziło
tak jak powinno i do tego doszedł ten trening, którego nie
odjechałem… Myślałem, że to nie będzie tak spory problem, bo
przecież jeździłem tu wiele razy, ale okazało się inaczej.

Szansę na odjechanie
meczów traktujesz jako możliwość wskoczenia do składu na miejsce
któregoś z zawodników?

Nie, w żadnym wypadku
nie traktuję tego jako wewnętrznej rywalizacji. Każdemu może się
przecież zdarzyć słabszy występ, ale to nie znaczy, że od razu
należy kogoś skreślać. Jesteśmy zespołem i nie walczymy ze
sobą, tylko z przeciwnymi drużynami. Jechałem zamiast Taia, ale
nawet mi przez myśl nie przeszło, że teraz mam okazję wygryźć
ze składu Petera albo Troya. Mogę tylko pokazać swoją wartość
menedżerowi Baronowi, a kiedy wszyscy będą zdrowi, to do niego
należy decyzja, czy będzie mnie widział w składzie.

Nie myślałeś o tym,
żeby w poszukiwaniu większej ilości startów zmienić otoczenie?

Nie, ja się bardzo
cieszę z tego, że tutaj zostałem. Miałem parę ofert, ale dobrze
się czuję we Wrocławiu, a klub zawsze był dla mnie w porządku.
Myślałem co prawda, że będzie tych spotkań z moim udziałem trochę więcej, ale
nie mam o to do nikogo pretensji. W momencie, kiedy Sparta
zakontraktowała Troya wiedziałem, że będzie on dostawał więcej
szans na pokazanie się. Mam nadzieję, że mecz z Gorzowem nie
zaważył całkowicie na mojej pozycji w zespole, bo wiem, że jestem w stanie
tak pomóc drużynie jak w Częstochowie.

Jak oceniasz ten sezon
w swoim wykonaniu? Nie da się ukryć, że ostatnio wpadłeś w
pewien dołek… Chociaż do czerwca z formą było nawet całkiem
nieźle.

Do momentu meczu w
Gorzowie było raczej w porządku. Daję sobie dobrze radę w Danii,
w Niemczech też mi idzie nieźle, w Polsce pojechałem tylko dwa
mecze – jeden dobry, drugi słaby. Martwi mnie moja postawa w
Anglii, gdzie straciłem miejsce w składzie King’s Lynn. Załatwiłem
sobie jazdę w Peterborough, ale tam też nie spisuję się zgodnie
ze swoimi oczekiwaniami. Nie wiem niestety nawet, jakie są tego
przyczyny – jednego dnia zdobyłem drugie miejsce w jednym z
finałowych turniejów o Indywidualne Mistrzostwo Danii, pojechałem
do Anglii i zdobyłem tylko dwa punkty. Wróciłem do Danii i
pojechałem na 15 punktów. A ja w tym sezonie staram się przede
wszystkim cieszyć jazdą, bo zeszły rok miałem stracony z powodu
kontuzji. Zależy mi na tym, żeby startować jak najczęściej.

Czy narodziny córki
mogły wpłynąć jakoś na twoją formę? Kiedy w życiu ma miejsce
tak ważne wydarzenie, chyba trudno utrzymać stuprocentowe
skupienie.

Problemy z koncentracją
są tylko na samym początku, bo przed porodem chcesz jak najwięcej
czasu spędzać z narzeczoną, a potem z nią i swoją córką. Teraz
mała ma już 2 miesiące i nie zajmuje mnie aż tak bardzo, ale być
może moje słabsze wyniki w Anglii były spowodowane tym, że
speedway nie siedział mi wówczas aż tak bardzo w głowie.

Jak z kolei oceniasz
postawę naszej drużyny w tegorocznych rozgrywkach ENEA Ekstraligi?

Byłem bardzo pozytywnie
zaskoczony postawą naszej drużyny w pierwszym meczu z Włókniarzem.
Musieliśmy się dobrze zgrać, a należy też pamiętać o tym, że
Tomek przez kontuzję był praktycznie wyłączony z przedsezonowych
treningów, a Troy, Peter i Zibi musieli się dopasować do naszego
toru. Teraz nasza sytuacja wygląda trochę
gorzej, ale nasz główny cel pozostaje niezmienny – utrzymanie się
w lidze.

A ty lubisz jeździć
z pozycji outsidera, kiedy nikt na ciebie nie stawia?

Tak, czemu nie? Nikt
wtedy ci nie mówi, że masz wygrać z tymi i z tymi, tylko jeździsz
w miarę bezstresowo, a niech denerwują się inni. Psychologicznie
to na pewno pomaga.

Jakie cele stawiasz
sobie indywidualnie? Kibice na pewno są ciekawi, dlaczego nie
próbowałeś swoich sił w awansie do cyklu Grand Prix.

Nie sądzę, że jestem w
tej chwili gotowy na starty w cyklu Grand Prix. Popatrzmy na Taia –
zgodził się startować z dziką kartą w tym roku, ale przecież w
zeszłym sezonie odmówił, bo uznał, że nie jest wystarczająco
przygotowany. Jeżeli sam się nie czujesz na siłach, to próby
dostania się do Grand Prix mogą być paradoksalnie tylko stratą
pieniędzy. Jeżeli w zeszłym sezonie nie miałbym tej kontuzji,
jechałbym dobrze wtedy i teraz, to raczej na pewno starałbym się o
to, aby dostać się do cyklu. Obecnie jednak zdecydowanie bardziej wolę
skupić się na moich ligowych startach.

Ostatnio mówiłeś o
tym, że byłeś zmuszony zrezygnować z usług jednego ze swoich
mechaników. Co się dokładnie wydarzyło?

Ritchie Boocock to
naprawdę dobry mechanik, był jednak dla mnie odrobinę droższy w
tym roku niż w poprzednim. Liczyłem na to, że będę zdobywał
więcej punktów i częściej startował w ligach, więc musiałem
być z nim szczery i powiedzieć, że muszę zarobić przede
wszystkim na siebie i rodzinę. Nie miałem z czego wypłacić mu
jego wynagrodzenia. Nie jeżdżę zbyt często w Polsce, w Wielkiej
Brytanii dopiero znalazłem sobie kolejny klub, ale w tej lidze
zarabia się najmniej. W tym roku nie mam klubu w Szwecji i tak
naprawdę zostaje mi tylko Dania.

No właśnie, dlaczego
nie można cię zobaczyć w lidze szwedzkiej?

Miałem układ z
Vastervik, ale pojawił się tam nowy menedżer, który wolał w
zespole widzieć Hansa Andersena. Na tydzień przed zamknięciem okna
transferowego zostałem tak naprawdę z niczym, bo wszystkie zespoły
miały już skompletowane składy. Życie.

Wygląda na to, że
drugi rok z rzędu masz sporego pecha. Wcześniej kontuzja
eliminująca z całego sezonu, a teraz problemy ze znalezieniem
klubów…

Można tak na to
popatrzeć. Muszę jednak iść do przodu i nie składać broni.
Jeśli będę jeździł regularnie w Polsce, Danii i Anglii, to wtedy
będzie dobrze!