Niewiele brakowało, a piękny sen o triumfie w tej prestiżowej imprezie ziściłby się Janowskiemu już w minionym roku. Jeden nieudany bieg przekreślił marzenia. Większość polskich kibiców nie miała okazji obejrzeć tych zawodów na żywo, jednak w kraj poszedł przekaz, że gdyby nie ów feralny upadek, byłoby złoto. Zapytaliśmy samego zainteresowanego, czy zgadza się z tą opinią? – Czy ja wiem… Trzeba byłoby poczekać do końca tamtego biegu i zobaczyć, co by się stało. Na pewno jednak była naprawdę duża szansa. Ale cóż… Nie było mi dane i trudno. Muszę się z tym pogodzić i walczyć dalej – uważa Janowski.
W tym roku dość rewolucyjnie zmieniono regulamin rozgrywania finalnego etapu juniorskich mistrzostw. Od tego roku zamiast jednych finałowych zawodów, zwycięzcę wyłonią aż trzy wieńczące zmagania turnieje. Czy polski faworyt cieszy się z tej zmiany? – Tak, zdecydowanie jestem zadowolony z tych zmian. To jest bardzo fajne, bo nie będzie już jedna rzecz, czasem drobiazg, jak upadek, defekt czy taśma, decydować o tytule. A bywało już, że miało to wielki wpływ. Nawet taki Woffinden ostatnio najpierw dotknął taśmy, a później wszystko wygrał – przypomina ulubieniec wrocławskiej widowni.
Gwoli przypomnienia dodajmy, że z Rybnika do finału krajowych eliminacji awans wywalczy czołowa ósemka żużlowców. Podobnie z drugiego półfinału w Grudziądzu. Turniej finałowy zaś zaplanowano na 7 kwietnia w Gdańsku.
Źródło: www.sportowefakty.pl