Wywiad z Henrykiem Piekarskim

Henryk Piekarski to wychowanek naszego klubu – reprezentował barwy Sparty w latach 1981-83 oraz 1986-94, czyli praktycznie przez całą zawodniczą karierę. Dla wielu kibiców jest on jednych z symboli Sparty – w trudnej dla nas dekadzie lat 80. był liderem zespołu, a najpiękniejsze żużlowe chwile święcił pod koniec swojej przygody ze speedwayem. W latach 1993-94 dwukrotnie świętował Drużynowe Mistrzostwo Polski, które zdobył m.in. wraz z Piotrem Baronem i Dariuszem Śledziem. Podczas niedzielnego meczu Betardu Sparty z Marmą Rzeszów pan Henryk był gościem honorowym spotkania, a po jego zakończeniu udzielił nam wywiadu.
 

WTS.pl: Panie Henryku,
zgadujemy, że status gościa honorowego na dzisiejszym meczu był
dla pana bardzo miły.

Henryk Piekarski:
Bardzo to wszystko było przyjemne, chociaż to dla mnie to był tak
samo ciekawy mecz jak inne Sparty. Swoją drogą to ciekawe, bo
właśnie z Rzeszowem debiutowałem. Na Olimpijskim przy starcie był
taki stojak z chorągiewkami, który wówczas rozwaliłem (śmiech).
To był 1981 rok, trochę czasu już minęło…

Jak bardzo zmienił
się żużel od tamtego czasu? Zasady zostają te same, ale wszystko
dookoła jest chyba zupełnie inne?

Sport pozostaje ten sam,
ale otoczka jest zupełnie inna niż kiedyś, bardziej komercyjna.
Sprzęt niby jest podobny, ale trochę szybszy (śmiech). W medycynie
jest ogromny postęp – spawają kości laserami, skręcają śrubami
i zawodnicy szybciej wracają do jazdy. Jak na tamte czasy i warunki
ja też ryzykowałem – pojechałem na mecz do Krosna z gipsem.
Ściągnąłem go, odjechałem mecz i znowu go założyłem (śmiech)

Jakie są pana
spostrzeżenia na temat dzisiejszego meczu w wykonaniu Spartan?

W tym sezonie jest tak
właściwie na każdym naszym meczu, że do ostatniego biegu nie
wiadomo, jak się skończy. Szkoda, że dwa poprzednie mecze
przegraliśmy, ale tutaj trochę się odkuliśmy. Nie możemy jednak
sobie pozwolić już na porażki ze słabszymi.

Czyja jazda podobała
się panu najbardziej?

Mam być szczery?
Batchelora! (śmiech) Zaskoczył mnie w tym ostatnim biegu Pedersen,
że nie upadł, ale wiadomo z kolei, że jak się jedzie z przodu, to
nie patrzy się na to, co się dzieje za plecami. Ale atak Troya był
bardzo ostry i skuteczny.

Mecz z Rzeszowem był
dla nas bardzo ważny – niepowodzenie bardzo utrudniłoby naszą
sytuację w tabeli. Czy pan jako były zawodnik może powiedzieć,
czy przed tak wymagającym psychicznie spotkaniem żużlowiec
mobilizuje się bardziej?

Ja zawsze podchodziłem
do takich spotkań normalnie, zupełnie jakbym jechał normalny mecz.
Nie można robić wielkiej różnicy. Każde zawody są bardzo ważne
i wiadomo, że wszystko chce się wygrać. Myślę, że teraz nie ma
żadnej zmiany w podejściu – czy to eliminacja, czy to liga –
trzeba jechać na maksa!

Myślał pan kiedyś o
tym, żeby tak jak niegdysiejsi koledzy z drużyny i menedżerowie z
dzisiejszego starcia (Piotr Baron i Dariusz Śledź) zostać
szkoleniowcem?

Nie, bo na pewien czas
wyleczyłem się z żużla. Kilka lat nie chodziłem na mecze i nie
interesowałem się tak bardzo. Potem powróciłem i teraz oglądam
chyba za dużo, bo wszystko jak leci, nawet powtórki meczów,
których wyniki znam.

Z Marmą wygraliśmy,
gdzie zatem teraz mamy szukać punktów?

Przydałoby się na
wyjeździe coś wygrać. Dlaczego nie w Zielonej Górze? Wiadomo, że
są bardzo mocni, ale jak myślimy, że na pewno przegramy, to po co
jechać? Rzeszów zdobył tam 44 punkty, a u nas wyszło im mniej.
Nie można przewidywać z góry wyników – kto spodziewał się
naszej wygranej w Lesznie i odwrotnie – że dostaniemy od nich u
siebie? Jak pojadą wszyscy na poziomie, to będzie wynik na styku.
Ale wszyscy muszą pojechać!

No właśnie –
wszyscy. Sporo mówi się o tym w kontekście naszych młodzieżowców.
Jak pan ocenia ich rozwój?

Jeśli
chodzi o juniorów, to Dolny lepiej jeździ niż w zeszłym sezonie.
Malitowski się niestety zatrzymał, a może nawet cofnął. Nie
wiem, od czego to jest uzależnione – może ma jakieś problemy?
Miał parę upadków, może złapał kabla po którymś z nich? Ale
tylko on sam jest w stanie przezwyciężyć te kłopoty.

Pan po jakiejś
kraksie miewał kłopoty z powrotem na tor?

W ogóle o tym nie
myślałem. Jeśli się to przeżywa, to człowiek nie powinien wtedy
jeździć na żużlu. Taka jest prawda. Trzeba się wyłączyć,
stanąć pod taśmą i jedyne na czym się skupić, to żeby wygrać bieg.

Jest pan zadowolony z
postawy Tomka Jędrzejaka?

Tomkowi czegoś trochę
brakuje. Nie wiem, czy to wina tej kontuzji przed sezonem, czy może
sprzętu. Nie ma tej szybkości, którą czarował i czasami nawet
jak wyskoczy ze startu, to daje się wyprzedzić. A u siebie to mu
się nie zdarzało, żeby ktoś go objechał. Ale dzisiaj wygrał
kluczowy bieg z Pedersenem, a ja wiedziałem już wcześniej, że go
wygra (śmiech). Wyścig wcześniej trochę przeszkadzali sobie z
Ljungiem, więc na pewno się zawziął, żeby pokazać wszystkim, że
potrafi.

Peter na pewno okazał
się dobrym transferem.

To nie jest przypadkowy
zawodnik. Już wcześniej jeździł w Grand Prix i pokazał, że umie
wygrać z każdym. Tak przewidywałem, że on będzie dobry. Zbyszek
Suchecki ma trochę zbyt duże wahania formy – z Gorzowem jak on
pięknie pojechał! A potem przywozi trzy punkty w meczu. Ale u
siebie dobrze jeździ parowo – często wygrywa biegi na 5:1.

Nie jest pan chyba
zwolennikiem zmian w regulaminie i ograniczenia ligowej stawki do
ośmiu drużyn.

Takie zmiany to totalnie
nieporozumienie. Przede wszystkim stracą na tym kibice. Nie można
zmieniać przepisów, które funkcjonują dobrze. Jak nie wiadomo o
co dokładnie chodzi, to pewnie chodzi o pieniądze. Być może
bogatszym klubom nie opłaca się organizować tylu meczów i płacić
tyle zawodnikom, bo później klubowe kasy pustoszeją na punktówki.
Tutaj szukałbym przyczyny.

Kto jest zatem według
pana głównym kandydatem do zwycięstwa w Ekstralidze w tym sezonie?

Wystarczy spojrzeć na
tabelę. Toruń ma bardzo mocny skład i ja się dziwię, że oni w
ogóle przegrywają mecze. Niektórzy z kontuzjami jadą tam lepiej
niż zdrowi. Ale u siebie będziemy mieli szansę ich ugryźć. Jeśli
wszystko zagra, to możemy wygrać z każdym, co już przecież w tym
sezonie udowodniliśmy.

Po meczu z Włókniarzem
niektórzy znawcy widzieli nas w play-offach…

Tak to w pewnym momencie
wyglądało! Wszyscy byli w formie i niektórzy widzieli nas nawet na
pudle. Jakbyśmy jechali każdy mecz tak równo jak z Częstochową
to byśmy byli mistrzami Polski (śmiech).