„Jeszcze mamy szanse”

Maciej Janowski w wygranym przez Betard Spartę meczu z KantorOnline Viperprint Włókniarze Częstochowa zdobył 7 punktów, w znaczącym stopniu przyczyniając się do wygranej naszego zespołu 45:32. Po meczu zapytaliśmy „Magica” o ten wymagający dla zawodników pojedynek oraz dowiedzieliśmy się, czy nasi żużlowcy wierzą jeszcze w awans do fazy play-off. Odpowiedzi Maćka wlały w nas optymizm! Zapraszamy do przeczytania rozmowy, z której dowiecie się także, jakie to było wrażenie jeździć na pokopalnianych hałdach w Bieruniu.


wts.pl: Maciej, po
dwóch zwycięstwach z rzędu utrzymanie Betardu Sparty w Ekstralidze
jest niemal pewne, ale na tym chyba nie kończą się wasze
ambicje? Myślicie jeszcze w ogóle o tym, żeby dostać się do
play-offów?

Maciej Janowski:
Pogubiliśmy za dużo punktów, a żal zwłaszcza meczu w Gdańsku.
Ciężko nam teraz będzie gonić, choć oczywiście swoje szanse
jeszcze zachowaliśmy. Skupmy się więc na razie na tym, co robimy
do tej pory – każdy zaczął dokładać swoje punkty łącznie z
juniorami, więc walczymy dalej, a czas na oceny przyjdzie po
zakończeniu sezonu.

Mecz z Włókniarzem
poszedł zgodnie z waszymi oczekiwaniami. Tor był co prawda bardzo trudny, ale udało
się wygrać pewnie i bez większych przebojów.

Można powiedzieć, że
cały czas kontrolowaliśmy przebieg meczu i nie mieliśmy
kryzysowych momentów. Jeżeli przegrywaliśmy jakiś bieg, od razu
po nim następowało zwycięstwo, więc trzymaliśmy Włókniarza
cały czas na bezpieczny dystans. Udało się zachować spokój, w
wyniku czego nie musieliśmy szaleńczo ryzykować na torze, który
był bardzo selektywny. Nawierzchnia na pewno nie służyła do walki
– mijanki były, gdy ktoś popełnił większy błąd, o który
było wcale nietrudno. Cieszę się z tego, że wszyscy u nas
pojechali dobrze, mamy trzy punkty i już patrzymy naprzód na
następne mecze.

Jak jeździ się Tobie w
parze z Tomkiem Jędrzejakiem? Odczuwasz jakąś różnicę pomiędzy
startami z kapitanem a prowadzeniem juniorów?

Z Tomkiem rozumiem się
bardzo dobrze i już podczas meczu z Falubazem czuliśmy, że fajnie
nam ta jazda parą wychodziła. Z Włókniarzem specjalnej możliwości
naprowadzania się nie było, bo taka też była specyfika tego
meczu. Ale większej różnicy nie czuję – z juniorami także
zawsze staram się jeździć parą, zamiast wystrzelić do przodu i
niech oni sami sobie radzą.

Myślisz, że Twoja
forma jest teraz ustabilizowana? W lidze jesteś pewnym punktem
zespołu, ale indywidualnie przytrafił Ci się niefortunny półfinał
Indywidualnych Mistrzostw Polski…

No trudno, najwyraźniej
tak miało być i muszę o tym jak najszybciej zapomnieć. W
ostatniej chwili okazało się, że do finału wchodzi jedynie
czwórka zawodników, co zbiło z tropu wielu uczestników tego
półfinału, w tym mnie. Przede mną jednak jeszcze wiele ważnych
zawodów w tym roku, jak chociażby Grand Prix Challenge i nie mogę zamartwiać się za długo tym, że
nie wyszedł mi jeden turniej.

Większym wyzwaniem
dla ciebie była jazda na Olimpijskim po ulewie czy na hałdach w
Bieruniu, gdzie kręciłeś ostatnio reklamówkę Red Bulla wraz z
Jarosławem Hampelem?

Tu było ciężko i tam
było ciężko (śmiech). Tu chodziło o to, żeby wygrać, a tam o
zabawę – i tylko tu tkwi różnica. Na hałdach była fajna
przygoda i bardzo miło mi się oglądało efekt końcowy. Superpamiątka na całe życie.

To było najbardziej
pokręcone miejsce, na którym jeździłeś?

Chyba tak. Nie dość, że
wjeżdżaliśmy pod górę, to na dodatek nawierzchnia była zupełnie
nam nieznana. Jeździłem też kiedyś w Betardzie na terenie firmy i
również było to niecodzienne przeżycie. Ale trzeba próbować nowych
rzeczy, żeby nie popadać w rutynę.