„Jestem coraz lepszym żużlowcem”

Vaclav Milik po cichu stał się
nowym ulubieńcem kibiców naszej drużyny – w obecnym sezonie
Ekstraligi młody Czech jest bardzo pewnym zawodnikiem drugiej linii
Betardu Sparty i robi systematyczne postępy. Na Stadionie Olimpijskim Milik
jak na razie nie zawodzi i po siedmiu spotkaniach może pochwalić
się średnią biegową 1,600. Mecz przeciwko Fogo Unii Leszno był
zdecydowanie najlepszy w wykonaniu Vaszka w tym roku – Milik w
starciu z wymagającym rywalem przywiózł 9 punktów i bonus.

wts.pl: Vacek, na takie spotkanie w
barwach Betardu Sparty chyba czekałeś. Mądra jazda po ścieżkach
Stadionu Olimpijskiego, umiejętnie broniłeś zdobytych na starcie
pozycji, a i na trasie potrafiłeś odebrać punkty żużlowcom
przeciwnika. Ostatecznie zanotowałeś najlepszy w tym sezonie wynik
punktowy i wygrałeś pierwsze dwa biegi w PGE Ekstralidze.

Vaclav Milik: Ja nawet nie wiem
co powiedzieć, jestem megaszczęśliwy (śmiech). Bardzo dobrze
spasowaliśmy silnik w pierwszym biegu, w drugim coś się stało i
się przydarzył ten defekt na starcie. Wziąłem jednak kolejny
silnik i było rewelacyjnie, bo w końcu wygrałem swoje biegi w
lidze i to od razu dwa! Jestem bardzo zadowolony i chciałbym, żeby
to nie był tylko pojedynczy przebłysk.

Wszyscy zadają sobie teraz pytanie,
na co stać w tym sezonie zespół Betardu Sparty. Po takim meczu jak
ten z Lesznem apetyty nie tylko kibiców, ale i zawodników rosną.

Walczymy dalej – jeżeli będzie
wszystko grać tak jak w meczu z Lesznem, to możemy nawet i wygrać
ligę, bo dlaczego nie? (śmiech).

Za nami pierwsza połowa sezonu –
jak ją oceniłbyś w swoim wykonaniu? Przed rozpoczęciem rozgrywek
było wiadomo, że wskakujesz na wysokiego konia, ale jak na razie
twoje rezultaty są chyba dla ciebie satysfakcjonujące. Jesteś
ważną częścią drużyną i potrafisz zapunktować zwłaszcza w
meczach u siebie.

Tak naprawdę nie wyszły mi tylko dwa
mecze – trochę słabiej pojechałem z Tarnowem i w Rzeszowie,
gdzie jednak startowałem po raz pierwszy w życiu. Pozostałe
spotkania w swoim wykonaniu oceniam dobrze, no a ten ostatni mecz z
Lesznem to już w ogóle wyszedł mi najlepiej ze wszystkich.

Jak to się stało, że
prawdopodobnie najmocniejsza personalnie drużyna ligi przyjeżdża
do Wrocławia i zostaje tutaj rozgromiona?

Cała drużyna radzi sobie coraz
lepiej, bo też i dużo pracujemy. Mamy na tym torze dużo jazd,
ciężko trenujemy i to zaczyna przynosić efekty. W meczu z Unią
byliśmy spasowani od samego początku, a im w ogóle nic nie
wychodziło.

Czy twoim zdaniem tor we Wrocławiu
był w tym meczu trudny? Wiadomo, że były poważne upadki Adriana
Gały, Piotra Pawlickiego i Emila Sajfutdinowa, ale czy były one
spowodowane stanem nawierzchni?

Nie, w żadnym wypadku. Na wyjściu z
pierwszego łuku jest tam taka koleina, ale ona się tworzy co mecz,
więc już się do niej trochę przyzwyczailiśmy. Jak się do niej
nie dojedzie dobrze, to wtedy motor robi tak wystrzał do góry i
ściąga cię do bandy. Łatwo wtedy może cię wyprzedzić ktoś
jadący z tyłu.

Po raz kolejny pokazałeś za to, że
lubisz jeździć po orbicie na Olimpijskim. Miałeś udaną akcję w
pierwszym biegu spotkania, gdzie napędziłeś się i minąłeś
zawodnika gości.

Lubię jeździć po zewnętrznej i
napędzać się w taki sposób. W tym meczu nawet fajnie udało mi
się tak wyprzedzić Tobiasza Musielaka, a trzeba powiedzieć, że
nie jest to zbyt łatwe na tym torze. Chociaż uważam, że teraz
nawierzchnia była w miarę szybka i wtedy da się zrobić takie
manewry.

Za tobą dwa świetne mecze – to
przecież także twój wyścig z Maćkiem Janowskim, kiedy
przywieźliście na 5:1 Iversena i Zagara zadecydował o tym, że
wygraliśmy z Gorzowem.

Ja przede wszystkim cieszę się, że
mam teraz bardzo dużo jazdy i to powoduje, że moje wyniki są coraz
lepsze. Mam polską i czeską ligę, teraz podpisałem jeszcze umowę
starty w w Anglii w King’s Lynn, a nawet jak jest przerwa w Polsce to
jadę w Indywidualnych Mistrzostwach Europy czy Drużynowym Pucharze
Świata. Cały czas jadę wśród najlepszych, podnoszę swoje
umiejętności i to jest dla mnie supersprawa. Z Lesznem dwa razy
przywiozłem za plecami takiego zawodnika formatu Grand Prix, jakim
jest Pedersen. Rok temu to było dla mnie totalnie nie do pomyślenia.

Co zatem stało się w Grand Prix
Czech na torze w Pradze? Tam nie poszło ci najlepiej, bo zdobyłeś
ledwie dwa punkty.

Tam bardziej psychika zadecydowała.
Może spiąłem się za bardzo, bo byłem jedynym Czechem w stawce i
wszyscy na widowni na mnie liczyli. Jak później oglądałem to w
telewizji, to aż odwracałem głowę i sam siebie pytałem, jak
mogłem tak słabo jechać. Ale to znaczy, że cały czas powinienem
nad czymś pracować i nie mogę się nad sobą zachwycać.

Przed nami runda rewanżowa –
zaczynamy ponownie od dwóch meczów u siebie, które będą
niezwykle ważne dla naszej końcowej pozycji w tabeli. Potem czeka
nas seria spotkań na wyjeździe – jak się nastawiasz w stosunku
do nich?

Od początku sezonu mamy tak, że Tai
zawsze punktuje dobrze, a każdemu z nas przydarzył się jeden
słabszy mecz. Trzeba zrobić tak, żeby to, jak punktowaliśmy z
Lesznem działo się ciągle. Jeszcze więcej treningów, a efekty
mogą być piękne i może się nam udać zakończyć fazę
zasadniczą w pierwszej czwórce. Sam jestem bardzo ciekaw meczów na
wyjeździe – taka Zielona Góra to bardzo ciężki teren i jeszcze
nie miałem okazji startować tam przeciwko takim rywalom, ale z
drugiej strony mam też dużo lepszy sprzęt niż jeszcze na początku
roku. Kibicujcie nam, a wtedy będzie nas stać na naprawdę bardzo
wiele!