Jedzie Ogór jedzie!

Nauczeni doświadczeniem

z Igrzysk
Olimpijskich nie pompowaliśmy sztucznie balonika oczekiwań wobec Tomka
Jędrzejaka. Jechaliśmy na zielonOGÓRską ziemię
dopingować naszego reprezentanta niezależnie od wyniku jaki będzie
osiągał. Przed zawodami, podziwiając turniej MACEC doszliśmy do mało
odkrywczego wniosku, że to sport i wiele różnych czynników może mieć
wpływ na dyspozycję zawodnika, więc nie będziemy Go dodatkowo obciążać
naszymi pragnieniami.

Jedzie Ogór, jedzie!
Jestem Jego fanem,
Które miejsce zajmie,
Ja mam W******e!!!

Nie żebyśmy w Niego nie wierzyli,
wierzyliśmy nawet bardzo, specjalnie nie afiszując się z naszą wiarą. No
pomijając prowadzenia dopingu dla Ogóra od godziny 11:00. Nie chcąc
pominąć żadnego szczegółu, który mógłby z naszej strony stanąć na
przeszkodzie w zdobyciu medalu zadbaliśmy o wszystko: pompony były równo
wyczesane, malowanie flagi powierzyliśmy uzdolnionej spartańskiej
młodzieży – Patrykowi Malitowskiemu i naszemu foto Zawierowi. Pozostali
zajęli się składaniem wielu obietnic jeśli sprzyjający los zechce pomóc
Tomkowi zdobyć tytuł. Inni uruchomili znajomości z Tym, który z chmur
zawiaduje losami świata. Kiedy pewni byliśmy, że jesteśmy przygotowani
przyszedł czas na sprawdzenie jak miewa się Tomek.

Przyszły mistrz emanował spokojem,
rozmawiał, żartował. Śmiech przeszedł w szczere zdumienie, gdy dotarło
do niego ilu ludzi przyjechało do Zielonej Góry razem z nim. Zdumienie
zmieniło się w radosne zaskoczenie kiedy zobaczył na trybunie
wrocławskie barwy, które tym razem falowały na wietrze specjalnie dla
Niego. Uśmiech, który nam posłał potwierdzał, że dzisiejszy finał będzie
dla nas, a przede wszystkim dla Niego, nader udany. Swoje świetne
przygotowanie pokazywał w każdym biegu, a z każdym pokonywanym wirażem
kiedy ręką uniesioną w górę pokazywał nam, że jest dobrze, że coraz
bliżej do euforii sprawiało, że i my bliscy byliśmy szaleństwa. Nie
obyło się bez niewielkich stresów, ale i na to byliśmy przygotowani.

Jedzie Ogór, jedzie,
I Protasa wiezie,
Falubazy płaczą,

a Spartanie skaczą!

Taki oto proroczy wierszyk powstał w pełnym słońcu na zielonOGÓRskiej
ulicy. Cała Zielona Góra żyła jednym – dla nich Protaś na długo przed
rozpoczęciem finału IMP był już zwycięzcą.  Rzecz jasna dla nas
zwycięzca był, jest i będzie jeden, niemniej obawialiśmy się, że to
właśnie Protasiewicz może chcieć zagrozić naszemu Mistrzowi. Owszem
próbował w biegu szóstym, niemniej może sobie wpisać do CV tylko jedno
zdanie: ”udało mi się pojechać kawałek okrążenia przed Indywidualnym
Mistrzem Polski”. Zawsze to jakieś osiągnięcie.

Trochę więcej do CV może sobie wpisać
Bartek Zmarzlik, który jako jedyny dostąpił zaszczytu wygrania z naszym
Kapitanem. Zazwyczaj bowiem biegi z udziałem Tomka były mało
emocjonujące. Tomek uciekał rywalom, a nawet jeśli odrobinę słabiej
wyszedł ze startu to za chwilę jak natchniony mknął do mety po kolejne
trzy oczka. Dla części wrocławskich kibiców były one jednak na tyle
emocjonujące, że z trudem ogarnialiśmy pozostałą część zawodów.
Niektórzy, w tym pisząca te słowa mieli problem z odgadnięciem kto zajął
drugie i trzecie miejsce na podium.

Jedzie Ogór, jedzie,
To rzecz naturalna,
Złoto nam przywiezie,
Przecież to jest SPARTA!

Zawsze powtarzam, że na MISTRZA nie
wystarczy dobry wynik, bo wtedy mistrzostwo smakuje mniej wyraziście.
Wczorajsze zwycięstwo Tomka smakowało wybornie, zarówno naszemu
Kapitanowi jak i nam. Wiem, ze przede wszystkim kieruje mną przywiązanie
do zawodnika, który reprezentuje moją ukochaną drużynę, ale naprawdę
mimo uruchomienia mojego obiektywizmu trudno było mi znaleźć kogoś kto
bardziej od Ogóra zasługiwał wczoraj na ten tytuł.

Odkąd przeszedł do Wrocławia stale
podnosi sobie poprzeczkę, biorąc na barki odpowiedzialność za drużynę.
Nie da się określić jak wiele serca wkłada w walkę na torze i w pomoc
dla kolegów z drużyny. Każdy z nas mógłby też godzinami mówić o tym jaki
ma kontakt z kibicami. Był pierwszym, który podpisał kontrakt kiedy
inni odchodzi. Wszystko wskazuje na to, że podpisanie kontraktu na
następny sezon stanie się tylko i wyłącznie formalnością. Tomek jest na
wskroś wrocławski, chwali klimat spartańskiej drużyny zapominając ze
skromności, że to również Jego wielka zasługa.

Wczorajszy finał w głowach znawców miał
niewielu faworytów, wśród nich czasem pojawiało się nazwisko Jędrzejaka
ale na tych niższych miejscach. Tam murowanymi zwycięzcami mieli zostać
Protasiewicz, Zmarzlik, Dudek…Nie On, a jednak wśród kolosów na
glinianych nogach wyrosła twarda, wrocławska skała – Ogór, nasz Ogór.
Ten, który skromnie spuszcza głowę twierdząc, że wszystko, co dobre
zdarza się wrocławskiej drużynie, odbywa się tylko przy jego drobnym
udziale. Pytany o kolegów, kibiców chwali, chwali i jeszcze raz chwali.
Gdzieś w gratulacyjnych rozmowach Tomek stwierdził, że powiedział
kiedyś, że jak zdobędzie złoto kończy karierę. Mówił chyba o złocie w
IMŚ bo na pewno nie o tym, które zdobył wczoraj. Jeśli jednak mówił o
złocie IMP, to myślę, że ten pomysł skutecznie został mu wybity z głowy.

Dzisiaj wielu z nas nie porozumiewa się swoim głosem, który zostawiliśmy na zielonOGÓRskim
stadionie. Nasz stracony głos to nic w porównaniu z radością jaka była
naszym udziałem. Właściwie cały dzisiejszy artykuł mógłby składać się z
jednego zdania: „Panie, Panowie, szanowna młodzieży i drogie dzieci:
Tomasz „Ogór” Jędrzejak został Indywidualnym Mistrzem Polski!”. I to
wszystko powinno wyjaśnić. Wszystko, wszystkim, a tym dla których byłoby
to za mało polecam przeczytanie raz jeszcze od początku.

 

AGNIESZKA CHAMIOŁO