Idzie ku lepszemu

Troy Batchelor nie może zaliczyć początku sezonu do udanych. Zawodnik, z którym kierownictwo oraz kibice Betardu Sparty Wrocław wiążą spore nadzieje, w dwóch pierwszych meczach ENEA Ekstraligi nie mógł odnaleźć się na torze i w niczym nie przypominał żużlowca, który w zeszłym roku imponował walką i ciągłym rozwojem własnych umiejętności. W meczu z Fogo Unią Leszno było juz lepiej – „Batch” zdobył 8 punktów z dwoma bonusami i wydatnie przyczynił się zdobycia przez Betard Spartę pierwszego punktu w ligowej tabeli. Po spotkaniu zamieniliśmy kilka słów z Troyem.

WTS.pl: Zdobyliśmy pierwszy punkt w sezonie, ale pomimo tego, że uratowaliśmy remis w ostatnim wyścigu, to można czuć niedosyt. Byliśmy w stanie wygrać.

Troy Batchelor: Mecz zapowiadał się dla nas fajnie. Kiedy Patryk Dolny wygrał wyścig juniorów ja sam myślałem, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze do zwycięstwa. Leszno potwierdziło jednak, że jest mocnym zespołem. Mimo, że przyjechali tutaj osłabieni, to cały czas są bardzo równą ekipą, co udowodnili postawą drugiej linii. 


Troy, po dwóch słabszych występach wreszcie pokazałeś publiczności na Stadionie Olimpijskim, że absolutnie nie zapomniałeś, jak się jeździ. Czy można uznać, że ten mecz to początek czegoś nowego w twoim wykonaniu?

Miałem sporo problemów na początku roku, którymi sam byłem zaskoczony. W Anglii przecież idzie mi przez cały czas ok, a w Polsce nie dawałem sobie rady. Tym razem przyjechałem tutaj wcześniej przed meczem, tylko pogoda nie za bardzo pozwoliła mi potrenować. Wymieniłem sporo sprzętu i ten wreszcie zaczyna działać jak należy, ale to na pewno nie jest dyspozycja, z której jestem całkowicie zadowolony.


Skąd zatem wzięła się taka zapaść na początku sezonu?

Czułem się dobrze przygotowany na dwa pierwsze mecze w sezonie, brałem na nie potencjalnie swoje najlepsze motocykle, które totalnie nie jechały. Próbowałem, ale niewiele mogłem zrobić. Tai miał podobny problem co ja – musieliśmy dojść do tego, że chodzi o silniki, wysłać je z powrotem do tunera i po tym spotkaniu widać, że zmiany idą ku lepszemu. Chciałbym, żeby wszystkie kłopoty były już za nami.


Pojawiało się wiele głosów, żeby posadzić cię na ławkę i dać ci odpocząć na kilka meczów. Byłeś tym zdenerwowany i starałeś się coś udowodnić tym spotkaniem?

Ja nawet się temu nie dziwię. To jest żużel i masz prawo oczekiwać od zawodnika który w zeszłym sezonie wykręcił średnią w okolicach dwóch punktów na mecz, żeby teraz jechał podobnie. Moje oczekiwania wobec samego siebie również są duże i byłem sfrustrowany tym, że tak to właśnie wyglądało. Sam nie przygotowuję swoich silników – mam od tego ludzi, a niestety teraz sprzęt był do bani i w tym tkwiła różnica. Ja dalej wiem, jak się jeździ, a osiem punktów z dwoma bonusami w meczu z Lesznem to znaczna poprawa. Ale superzadowolony z siebie nie jestem – w zeszłym roku przywiozłem tutaj przeciwko temu samemu rywalowi dwanaście punktów.


Czy fakt, że nakładasz na siebie wiele obowiązków jakoś wpłynął na twoją dyspozycję? Startujesz w wielu ligach, zostałeś uczestnikiem Grand Prix, ale z drugiej strony Piotr Baron powiedział, że jesteś zawodnikiem, który co rok jeździ praktycznie przez bez przerwy, więc nie należy się za bardzo nad tym rozwodzić.

To prawda, co powiedział Piotr i nie doszukiwałbym się drugiego dna w swojej walce z ustabilizowaniem formy. Doszło mi Grand Prix, jest liga polska i angielska, ale w Szwecji przecież dopiero zacznę jazdę. W Anglii jestem liderem drużyny oraz jej kapitanem i tam można na mnie spokojnie liczyć. Kiedy przyjeżdżałem do Polski coś się zacinało – fizycznie czułem się w porządku, ale motocykle były po prostu kiepskie.


Może dodatkowo też niezbyt dobrze czujesz się jako zawodnik nie będący liderem pary?  

W zeszłym roku startowałem pod piątką i bardzo lubiłem ten numer. Wymagał on ode mnie dodatkowej koncentracji i poczucia obowiązku, bo jeździłem w parze z juniorem, gdzie bardzo dużo ode mnie zależało i moje wyniki były satysfakcjonujące. Z dwójką czy czwórką chciałem już skończyć – w Lesznie już wystarczająco najeździłem z tymi numerami i mam ich trochę dość. Naturalnie jednak przyjmuję do wiadomości, że swoją dotychczasową jazdą w tym sezonie zdecydowanie nie dałem menedżerowi podstawy do tego, żeby stawiał na mnie w roli lidera pary. Teraz jechałem razem z Tomkiem Jędrzejakiem i nie mogę na to narzekać, bo na torze współpracowało nam się dobrze.