„Chciałbym być liderem”

Troy Batchelor to jeden z zawodników, którzy dołączyli do drużyny Betardu Sparty Wrocław przed nowym sezonem. Australijczyk to bardzo ambitny żużlowiec, który robi stałe postępy, a w zbliżających się rozgrywkach chciałby decydować o sile Spartan. O planach Troya i jego oczekiwaniach wobec samego siebie dowiecie się z poniższego wywiadu, który przeprowadziliśmy podczas zeszłotygodniowego pobytu „Batcha” w Polsce!

 

WTS.pl: Jak podoba ci
się Wrocław? Cieszysz się ze zmiany otoczenia i z faktu, że
będziesz w najbliższym sezonie reprezentował Spartę?

Troy Batchelor: Tak,
bardzo mi się tutaj podoba. Przez sześć sezonów jeździłem w
Lesznie i Sparta będzie moim drugim polskim klubem. Uważam, że
czasami warto zmienić coś w życiu, żeby potem wyszło ci to na
korzyść. Jestem żądny nowych wyzwań i wierzę, że będę umiał
wykonać we Wrocławiu dobrą robotę i razem z resztą drużyny
pojechać dobry sezon. Miasto jest całkiem spore i rzeczywiście nie
można się tutaj nudzić. Ja jednak będę zajęty głównie
treningami oraz meczami, więc tego czasu wolnego z pewnością nie
będę miał sporo.

Z wielu stron da się
usłyszeć głosy, że ten sezon będzie dla Sparty wyjątkowo
wymagający. Jesteś na to przygotowany?

Żużel
w wydaniu ligowym to sport zarówno indywidualny, jak i drużynowy. W
pierwszej kolejności to dla zawodnika naturalne, że będzie
koncentrował się na tym, żebym samemu pojechać jak najlepiej. W
przypadku kiedy każdy będzie dawał z siebie maksimum, cała
drużyna także powinna osiągać dobre rezultaty. Zauważyłem, że
w polskim żużlu bardzo chętnie rozdziela się miejsca w lidze
jeszcze przed sezonem i zanim w ogóle wyjedziemy na tory
przeprowadza się na papierze kalkulacje, kto jakie będzie osiągał
wyniki. Nazwiska jednak nie jeżdżą i często się zdarza tak, że
drużyna silna na papierze nie spełnia oczekiwań i na odwrót. Na
ogólny wynik ma przecież wpływ tak wiele czynników – atmosfera
w drużynie, profesjonalizm klubu, kontuzje czy zwykłe szczęście.
Zdaję sobie sprawę, że to będzie ciężki rok, ale do tej pory
żaden mój sezon w Polsce nie był łatwy (śmiech).

W jednej z naszych
sond kibice Sparty wybrali właśnie ciebie na największe
wzmocnienie naszej drużyny przed nowym sezonem. Szykujesz się na
to, że wiele osób oczekuje, że przejmiesz na siebie rolę lidera i
zdobywanie punktów?

Wydaje
mi się, że z każdym rokiem jazdy w Polsce moja forma jest coraz
lepsza. W tym sezonie będę rezerwowym zawodnikiem cyklu Grand Prix,
właśnie zostałem Indywidualnym Mistrzem Australii, więc sprawy
zaczynają się dla mnie układać coraz lepiej. Może jeszcze za
wcześnie o tym mówić, ale na pewno chciałbym być takim liderem i
być gwarancją 10 punktów dla drużyny w każdym meczu. Jestem dla
siebie zazwyczaj bardzo krytyczny, więc jeśli zdarzy się, że
zawalę jakieś spotkanie, nie trzeba będzie mi tego przypominać.
Sam będę wiedział o tym najlepiej i będę starał się, żeby w
następnym meczu pojechać skuteczniej. Rola zawodnika, z którym
kibice wiążą wielkie nadzieje, jest bardzo ciężka, ale trzeba
sobie stawiać największe wyzwania.

Czy poznałeś już
wszystkich kolegów z zespołu?

Trenowaliśmy
teraz przez kilka dni, więc zdążyłem już poznać kilku
chłopaków. Wszyscy są dla mnie bardzo mili, a trener Baron stara
się, żebyśmy nie byli dla siebie tylko kolegami z toru. Bardzo
cieszę się na możliwość wspólnych startów z Taiem, który jest
moim dobrym kolegą i świetnie się razem dogadujemy. Znam się
także z Peterem Ljungiem, z którym w zeszłym roku jeździłem w
tym samym zespole w Szwecji.

We Wrocławiu
przeszedłeś badania lekarskie. Coś cię boli, masz jakieś małe
kontuzje?

Nie,
czuję się znakomicie! Właściwie już dzisiaj mógłbym zacząć
sezon. Wszystkie ćwiczenia zadane przez naszego trenera kondycyjnego
wykonałem bez problemu. Bywa ciężko, ale nie jest jakoś wybitnie trudniej
niż przed corocznymi przygotowaniami do sezonu. Podoba mi się, że
w Sparcie wszyscy trenują razem, bo w Anglii do sezonu często trzeba
przygotowywać się samodzielnie.

Jakie cele stawiasz
przed sobą w tym roku w zawodach indywidualnych? Twój cel to
zdecydowanie awans do cyklu Grand Prix czy wolisz metodę małych
kroków?

W
tym wypadku wolę wypowiadać się o swoich szansach skromnie.
Pewnie, że łatwo byłoby mówić, że moim celem jest zostać
mistrzem świata, ale droga do tego jest bardzo długa i pełna
wyrzeczeń. Lepiej konsekwentnie robić swoje i pokonywać kolejne
etapy – chciałem wygrać mistrzostwa Australii i to mi się udało,
a teraz rzeczywiście wszystko podporządkowuję awansowi do cyklu
Grand Prix. Liczyłem nawet na dziką kartę na ten sezon, ale
niestety nie udało mi się jej otrzymać. Nie oznacza to naturalnie,
że z tego powodu odpuszczę jakieś zawody w Polsce, czy w innych
ligach, w których będę startował – w Anglii, Szwecji, Czechach,
a może nawet Niemczech.

Wiele osób myśli, że
właściwie już teraz możnaby cię wsadzić na motor i
potwierdziłbyś dobrą dyspozycję związaną ze startami w
Australii. Miałeś w ogóle jakąś przerwę od speedwaya? Był czas
na wakacje?

Powrót
do Australii to dla mnie zawsze świetna sprawa – i tu nawet nie
chodzi o przerwę między sezonami, ale powrót do domu. Tam jest
teraz tak piękna pogoda, że żużlowiec po prostu musi to
wykorzystać oraz trenować, bo ma ku temu świetne warunki. Jeździłem
przez całą zimę i mam nadzieję, że przez to nie wypadłem z
formy. W Polsce nie można teraz wyjechać na tor, bo pada śnieg, a
w Australii można startować przez cały rok. Ale nie ograniczałem
się tylko do speedwaya – jeździłem też na motocrossie i
skuterze wodnym. Bardziej w ten sposób spędzałem wolny czas
(śmiech).

Zdajesz sobie sprawę,
że nadszedł już czas, kiedy to juniorzy będą cię traktować jak
mentora i prosić o pomoc?

No
tak (śmiech). Jestem już w Polsce dość długo i poznałem
tutejsze tory dość dobrze. Jeśli ktoś z młodszych zawodników o
coś mnie zapyta, a ja będę umiał im pomóc, to na pewno to
zrobię. Kiedyś zmagałem się przecież z takimi samymi problemami
jak oni teraz. Chciałbym być dla nich kimś takim jak dla mnie był
Leigh Adams. Za czasów startów w Lesznie on zawsze miał czas, żeby
służyć mi radą. Bardzo wiele mu zawdzięczam.

Leigh był bardzo
lubianym i szanowanym zawodnikiem w polskiej lidze. Wiesz może, co się dzieje z jego
zdrowiem?

To
niesamowity facet. Nigdy nie widziałem go załamanego – cały czas
ma uśmiech na twarzy i jest zdeterminowany, żeby stanąć na nogi
po tym koszmarnym wypadku. Nie wiem, czy Leigh będzie chodził, ale
bardzo gorąco mu tego życzę. Kiedy ostatnio z nim rozmawiałem,
mówił mi, że czuje obie nogi – lewą rusza coraz lepiej i to
jest naprawdę super, kiedy widzi się jego postępy, niestety z
prawą nogą jest gorzej. Czuje ją, ale nie może wykonać nią
żadnego ruchu.

Co czuje profesjonalny
żużlowiec w momentach, kiedy dowiaduje się o tak paskudnych
rzeczach, które spotykają jego kolegów? Pojawiają się
wątpliwości i myśli, że robi się coś naprawdę niebezpiecznego?

Każdy
z nas wie, coś takiego może się stać, ale nikt nie dopuszcza do
wiadomości, że to może przydarzyć się właśnie tobie. My nie
możemy sobie na to pozwolić, żeby o tym myśleć. Kiedy żużlowiec
zaczyna się zastanawiać nad upadkami, momentalnie zaczyna się bać.
A kiedy się boisz, nie zostaniesz dobrym żużlowcem. Może i byłoby
bezpieczniej rzucić to wszystko, ale ja nie mógłbym z tego
zrezygnować. Kocham żużel, kocham się ścigać i nie wyobrażam
sobie życia bez adrenaliny, jaką daje mi speedway.